czwartek, 16 listopada 2006

Broders.pl - jak się narodziło

Zrodzenie się idei "Broders" to owoc wielu dyskusji. Ale nie o tym dzisiaj. Po co taka strona? Nie wiemy, ale dobrze, że istnieje. Ja dzisiaj o jej NARODZENIU, POWSTANIU.
A było to ... na Staten Island, gdzieś w pobliżu NYC (New York City). Miałem ze sobą komputer, na którym miałem parę zdjęć. No i ultraszybki internet "RoadRunner" firmy Time Warner. Niesamowite. Ależ te strony śmigały ;-)
No i właśnie wtedy, mając duużo czasu, mając za oknem widok na "czarną" szkołę oraz niemniej czarną parafię - przysiadłem do robienia Broders.

Na sieci było już podwieszone intro we Flashu z podkładem z Czarnych Fasolek. No i zaczęło się mozolne budowanie witryny, która "miała wstrząsnąć posadami Sieci". Jedynym wstrząśniętym byłem ja. Jak mogłem się za to zabrać! Przecież wyjdzie z tego żenada. Ale nic to. Poczułem się mężczyzną, który i zaczyna i kończy osobiście. No i dzieło powoli zaczęło powstawać.

Ale jak tu robić cokolwiek, skoro koncepcja skończyła mi się na layoucie... No i wtedy poszedłem na spacer. Pamiętam - marcowe słońce ostro świeciło. Rozejrzałem się wokoło po kaprawej okolicy. Nic godnego szacunku. Depresja i frustracja - siostry dwie, co wciąż razem nawiedzają mnie. Wielki tankowiec wypływał z portu w stronę Atlantyku. Full industrial. Tak negatywnie zmentalizowany wróciłem do domu. Zacząłem znowu coś tam dziobać na Front Page'u. Echhhh... Kurczę, mogłem sobie to podarować. OK. Włączę lepiej jakąś muzykę! Albo lepiej znajdę coś inspirującego w sieci.

No i znalazłem. Co?- zapytacie ;-) Znalazłem clipy Brata Stana Fortuny z Harlemu Nowojorskiego. No przecież to tak niedaleko. Ale brat mi powiedział, bym się lepiej w takich dzielnicach nie pokazywał jako białas. No więc odpalałem po kolei klipy. "Everybody's go 2 suffer". Yeah! No i inspiracja (czytaj: natchnienie przyszło). Zmieniłem layout na czarny, cierpiętniczy, surowy, undergroundowy. Łeee no - kurczę - nie może takie zostać. Ale cóż - rozjaśnijmy to nieco wstawkami z kolorowymi bannerkami i mikrozdjątkami odpowiednio przefiltrowanymi. No i heja! Poszło.

No i z dnia na dzień strona coraz bardziej się rodziła. Coraz bardziej była, niż nie była. W pewnym momencie stwierdziłem, że "chwacit!" Dość. No i tak Broders na zawsze pozostało niedokończonym, bo ileż można robić coś co jest frustrujące i zewnętrznie i wewnętrznie....

Tymczasem po powrocie do kraju różni ludzie donieśli mi, że jest spoko, super i w ogóle. Tiaaa??? Pokazali mi artykulik z gazety. Potem jakieś maile. Hmmm... Komu zawdzięczać te oznaki sympatii? Sobie...? Innym? Stanowi Fortunie? Łukaszowi W.? Z pewnością. Mi też. Ale najbardziej Chwała niech będzie Bogu za to, że nam pokazał, że jesteśmy zawsze ludźmi z tego świata powołanymi, którzy jednocześnie są wezwani do Wiecznej Światłości przez Jezusa Chrystusa. Amen!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

No i z żenady wyszło coś interesującego, tylko trzeba to dalej ostro ciągnąć.