sobota, 20 września 2008

Zmarł mój Tatuś - Marian

Dzisiaj w nocy zadzwonił do mnie mój brat. Powiedział, że ma smutną wiadomość. Już wiedziałem, o co chodzi. Tatuś zmarł nad ranem w sobotę 20 września. Bardzo mi smutno z tego powodu. Miałem nadzieję, że jak polecę do Polski gdzieś w październiku to się z nim spotkam, porozmawiamy. Leżał od czerwca w szpitalu w Łomży - bardzo cierpiał. Bardzo mi Go brakuje... Przeżył 75 lat, ale życie miał niezwykłe. Od dzieciństwa pracował ciężko na roli w Kolnie. Potem przymusowe wojsko - kompania żołnierzy górników. Potem długie lata ciężkiej pracy jako kierowca. Potem wyjazd na prawie 3 lata do USA. Potem powrót i nieustanne szarpanie się z okolicznościami losu... Wreszcie choroba i rozłąka. W tym życiu się nie zobaczymy. Ale w przyszłym Życiu - wierzę, że jak najbardziej.
Najbardziej brakuje mi Jego pogody ducha, jego uśmiechu, jego niekończących się opowieści z życia, jego muzyki, przy której odpoczywał w sypialni. Bardzo o nas dbał. Starał się zapewnić nam godne życie, by nam niczego nie brakowało. Pamiętam, jak wtedy, gdy bardzo ciężko mi - przyjechał nocą i pocieszał mnie, przywiózł lekarstwa, piecyk do ogrzania celi klasztornej... Pamiętam, jak bardzo ofiarnie czuwał przy Mamie, gdy leżała chora w szpitalu przez wiele tygodni. Pamiętam, jak zabierał nas na wycieczki niedzielne starym Zaporożcem. Był dla nas wszystkim. Najlepszym Ojcem. Wychowywał nas z Mamą na ludzi godnych i prawych. Wierzę, że przez swoje życie przeszedł najlepiej, jak potrafił. Wierzę, że przez cierpienie Pan Bóg przygotował Go do przyjścia do Domu w Niebie. Modlę się za Niego, choć wiem, że jest przy mnie i mnie dalej kocha. Ja Jego też.